Kasia Gączowska ma 21 lat. I bardzo, bardzo chce żyć. Jedyną nadzieją dla chorej na raka dziewczyny jest drogi, zagraniczny lek. Urzędnicze, bezduszne procedury sprawiają jednak, że musi na niego czekać kilka miesięcy. A lek potrzebny jest już, teraz!

Studiowała architekturę krajobrazu na UWM. Żeglowała, fotografowała, rysowała. W szkole muzycznej grała na skrzypcach i gitarze. Ból ręki pojawił się nagle, pod koniec lipca. U 21-letniej Katarzyny Gączowskiej wykryto nowotwór kości...

Bez efektu...
Od wakacji Kasia leczy się w Centrum Onkologii w Warszawie. Miała już pięć chemioterapii, które jak do tej pory nie przyniosły żadnego efektu. Nowotwór zaatakował już całą rękę i łopatkę, pojawiły się przerzuty do płuc. Dziewczyna jest załamana.
- Lekarze doradzili nam, że jedyna szansa na poprawę jej stanu to nowy lek o międzynarodowej nazwie Docetaxol (nazwa rynkowa Daxoter red.), który nie jest jeszcze zarejestrowany w Polsce - przyznaje Elżbieta Gączowska, mama Kasi. Jedna kuracja tym lekiem kosztuje 7,5 tys. zł. Nie mamy takich pieniędzy...
Alicja Piątek, rzecznik praw pacjenta, wyjaśniła nam, że w takiej sytuacji szpital może wystąpić do Ministerstwa Zdrowia o tzw. import docelowy zagranicznego leku. Lekarze z Centrum Onkologii zwrócili się z taką prośbą już kilka dni temu. Problem jednak w tym, że na decyzję urzędników trzeba czekać nawet kilka miesięcy!
- Tu nie mam mowy o czekaniu, tu się liczą dni! - mówi przez łzy mama Kasi.

Gazeta dla ministra
Na co dzień przekonuje się o tym dr Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld, ordynator oddziału chemioterapii Samodzielnego Publicznego Zespołu Pulmonologii i Onkologii w Olsztynie.
- Muszę wystawić wniosek o import leku, następnie opiniuje go dyrektor szpitala, a potem konsultant wojewódzki ds. onkologii klinicznej, potem wniosek jest wysyłany do Ministerstwa Zdrowia, następnie do NFZ, na koniec lek musi zostać sprowadzony przez hurtownię - wylicza dr Jagiełło-Gruszfeld. - Wielu pacjentów umiera, zanim wniosek przebrnie przez wszystkie procedury. Najdłużej, około miesiąca, wniosek leży w Ministerstwie Zdrowia.
Zapytaliśmy w ministerstwie, dlaczego rozpatrywanie wniosków trwa tak strasznie długo i czy można całą procedurę przyspieszyć.
- Jest kolejka, bo mamy dużo zgłoszeń - tylko tyle dowiedzieliśmy się wczoraj od Pawła Trzcińskiego, p.o. dyrektor Biura Prasy i Promocji MZ. - Proszę przesłać pytania mailem, wówczas dokładnie wszystko wyjaśnimy.
Tak też zrobiliśmy. Czas nagli, dlatego równocześnie podajemy Państwu konto fundacji, która zbiera fundusze na zagraniczny lek dla Kasi. Będziemy tej sprawy pilnować. Dzisiejszy egzemplarz Gazety prześlemy na ręce ministra zdrowia z prośbą, by szybko zajął się sprawą. Kasia musi żyć!

Agnieszka Tołoczko a.toloczko@gazetaolsztynska.pl


Pieniądze na leczenie Kasi można wpłacać na konto "Fundacji Onkologii Warmii i Mazur", która już drugi rok pomaga chorym na nowotwory. Nr konta 03-15001298-1212900279410000 z dopiskiem "Kachna"


oryginalny tekst na stronie
http://www.wm.pl/index.php?ct=olsztyn&id=785398