Katarzyna Enerlich jest pisarką urodzoną w Mrągowie. Napisała kilkanaście książek, w tym serię Prowincji. Bez reszty zakochana w Mazurach i rodzinnym Mrągowie, w swoich książkach pokazuje cichy świat prowincji, który może być naprawdę dobrym miejscem do życia lub po prostu… kochania bez posiadania.
Zbudowała dom na skraju podmrągowskiej wsi, pisze książki, gotuje, praktykuje jogę, wiodąc wiejskie życie „na trzy koty i psa”…
Zapraszamy na spacer z pisarką. Poznajcie miejsca dla niej ważne, rozmarzcie się, rozsmakujcie w Mrągowie, przeczytajcie jej książki i przyjedźcie do Mrągowa!
Tak Katarzyna Enerlich opisuje swoje miejsca:
1. Wieża Bismarcka i park koło osiedla Parkowego. Bo to moje miejsce z dzieciństwa. Mieszkałam na osiedlu Parkowym.
"Jesienią – zagarnianie liści i kasztanów w Parku Sikorskiego, tym u podnóża Wieży Bismarcka, miejsca przedwojennych spacerów i rozmów, a potem noszenie tych jesiennych talizmanów przez całą zimę w kieszeniach moich płaszczyków, skafanderków i kamizelek."
"Prowincja pełna gwiazd"
"- (...) Wiesz, gdzie chodziliśmy zjeżdżać? Niedaleko stąd, na Wzgórze Jaenike.
– Wiem, tam jest teraz park, obok osiedle Parkowe i wciąż stoi tam wieża Bismarcka.
– Siadało się na sanki pod samą wieżą i zjeżdżało na dół, aż do Jeziorka Magistrackiego. Ile nosów było rozbitych, a ile razy wjechało się w krzaki! A ile było radości i śmiechu!"
"Prowincja pełna gwiazd"
2. Dom Kultury z Biblioteką i Informacją Turystyczną
"Jeździł czasem do miasta po jakieś drobne sprawunki, odwiedzał panią Zosię, a raz wybrał się nawet z nią na wycieczkę – mrągowska informacja turystyczna zorganizowała wyprawę po Mrągowie, żeby, jak mówili w radiu organizatorzy, mieszkańcy, bo to było przede wszystkim dla nich, zobaczyli miasto od innej strony, tej im nieznanej. To pani Zosia go do tego zachęciła, gdy wysłuchała audycji. Hans poszedł, choć nie znał języka, ale okazało się, że przewodnik był dwujęzyczny i nie było żadnych problemów z komunikacją!"
"Prowincja pełna gwiazd"
3. Okolice Jeziorka Magistrackiego - miejsce spotkań i spacerów już za czasów burmistrza Jaenicke
4. Ulica Roosevelta, kamienica pełna szeptów, która jest teraz różowego koloru, a w niej rozgrywa się akcja książki "Prowincja pełna marzeń" i o niej właśnie śpiewa piosenkę Cezary Makiewicz
"W kamienicy pełnej szeptów" - słowa Kasia Enerlich, muzyka Cezary Makiewicz z Płyty "Prawie w Oczach". Piosenka ilustruje pierwszą powieści Kasi "Prowincja pełna marzeń".
"Moja kamienica była moją małą ojczyzną. Tajemnicza, jedna z najpiękniejszych na całej ulicy, a może nawet w miasteczku? Żyła swoim własnym życiem. Na przykład w nocy – szeptała. Mówiłam wtedy o niej: „kamienica pełna szeptów”. Trzeszczały ponad stuletnie belki nad jej poddaszem, a schody wydawały odgłosy, jakby chodził po nich ktoś w wełnianych skarpetkach. Albo kot. Gdy wszyscy mieszkańcy kamienicy spali, wydawało mi się, że ściany oddychają wraz z nimi w równym rytmie. Zimą szept był ostrzejszy. Mróz sprawiał bowiem, że nocne szepty zamieniały się w trzaski – zamarzały małe okienka na półpiętrach, a zebrana w szparach woda rozsadzała stare drewno. To był mój dom, z odgłosami, których słuchali już ponad sto lat temu dawni jego mieszkańcy, Mazurzy. Nie znałam dokładnie historii swojego domu. Wiedziałam tylko, że jego mieszkańcy nie byli bogaci. Bo i dawniej Mrągowo nie należało do najzamożniejszych miasteczek wna Prusach Wschodnich. Jednak mazurska precyzja i dokładność dawała o sobie znać w każdym detalu – elegancko wyprofilowane drewniane poręcze, dokładnie zaplanowanej wysokości kamienne schody z metalowymi obręczami, zapobiegającymi upadkom, pięknie rzeźbione drzwi wejściowe, które w szarych czasach socjalizmu zostały bestialsko pomalowane olejną farbą. Potem kolejne remonty ito kolejne warstwy farby, nakładane leniwie przez znudzonych robotników. Lubiłam czasem w dzieciństwie zeskrobywać te warstwy w niewidocznym miejscu i przypominać sobie, jaki kolor miały drzwi kilka lat temu."
"Prowincja pełna marzeń"
5. Cerkiew, dawna bożnica i kamienica z wieżyczką rabina, molo... to moje pierwsze wędrówki po mieście, a potem wzdłuż promenady do Źródełka Miłości.. Mija się obecne pensjonaty, ale to przecież tam mieściła się kawiarnia Einsidelein, w której pani Wesollek podawała pyszną szarlotkę
"...w podstawówce chodziło się tam na pierwsze randki z chłopakami. I przysięgało miłość na wieki. Która kończyła się po tygodniu."
"Prowincja pełna marzeń"
"Zamiatacze ulic już wysprzątali parking, rozejrzałam się wokół – wiosna zaczynała dojrzewać, pobliski ratusz pięknie wyglądał, w ramie rozkwitających dębów piramidalnych. Nasza redakcja mieściła się w starej kamienicy naprzeciwko ratusza, podobno przed wojną mieszkał tu rabin z Sensburga. Kilka lat temu o jego mieszkanie upomniała się gmina żydowska. Niestety, okazało się, że rabin tylko wynajmował to mieszkanie, nigdy nie było jego własnością" - "Prowincja pełna marzeń"
"Otoczył mnie ciepły półmrok. Batiuszka Adam zapalił kilka wąskich, woskowych świec. Zrobiło się przyjaźnie, ciepło. Zapachniało woskiem. Zresztą ten zapach był tu wciąż wyczuwalny. Wszedł w ściany, ławki, rzeźby. Rozejrzałam się po wnętrzu. Kolebkowe sklepienie, przykryte deskami. Wąskie ławki. Na ścianach ikony. I niebieskie wrota. Piękne. Tu przed wojną była bożnica. Zbierali się w niej Żydzi z miasteczka i okolic. Dziś nie ma po nich śladu – od czasu Kryształowej Nocy, o której opowiadał mi kiedyś Hans. "
"Prowincja pełna gwiazd"
6. Ulica Dziękczynna czyli niewielkie domki kochówki ze starymi skrzynkami na listy, mazurskimi drzwiami i oknami... początki naszego miasta w tym miejscu właśnie
7. Wiadukt, którym wjeżdża się do Mrągowa. Dla wszystkich ludzi z miasta kojarzy się z powrotem do domu. Nie od tablicy MRĄGOWO liczy się powrót, a od tegoż właśnie wiaduktu
8. Zwalony most. Zejść na dół wąwozu - wielki wyczyn.
9. Księgarnia w Mrągowie. Nie ma tygodnia bym tam nie zaszła KONIECZNIE
10. Igloo. Tu umawiam sie z czytelnikami, gdy chcą zdobyć mój autograf.
11. Szkoła Podstawowa nr 1 na ul Bohaterów Warszawy. Stary budynek z 1903 roku który pokochałam wielką miłością, choć na początku bałam się go. Na otwarciu hali sportowej tańczyłam w biało czerwonym stroju. Mazurskie tańce oraz rockendrolla. Dziś ta hala całkiem inna, nowa. Patrzył się na nas naczelnik miasta i władze z kuratorium.
"(...) duży budynek starej szkoły, z czerwonej cegły. Uczyłam się w nim przez cztery lata, tu były główne lekcje, a w małym budynku naprzeciwko, w tak zwanej małej szkółce, mieliśmy tylko plastykę i prace ręczne. (...) My na pracach ręcznych pieliliśmy i kopaliśmy twardą ziemię, przycinaliśmy krzewy porzeczek i agrestu, a przed wakacjami objadaliśmy ich hojne gałęzie z czerwonych i zielonych kulek. To były nasze pierwsze ogrodnicze zajęcia. Dziś dzieci już się nie uczą tej cudownej symbiozy z naturą. I dlatego tak często nie czują się jej częścią. A szkoda. O ileż mniej byłoby w nich agresji, a więcej zainteresowania światem!"
"Prowincja pełna gwiazd"
12. Ciucholad na Manhattanie. Sprzedaje tu Marzenka. Jedyny, do jakiego chodzę. Mam nieznośne wrażenie, że istnieje jakaś społeczność, która związana jest z tym miejscem. Brakuje tu tylko miejsca na stolik, kawę, ciasto i poranną gazetę.
"Poszłam dalej. Odwiedzić ciuchland na Manhattanie. Jak zwykle, coś tu wynajduję, bo nie mam ostatnio czasu jeździć do Kętrzyna, do Sylwii. Manhattan to taka szczególna dzielnica mojego miasta. Wybudowana w latach dziewięćdziesiątych w miejscu dawnych kamienic. Podobno były w tych kamienicach zakład krawiecki i jakieś warsztaty. Z dzieciństwa pamiętam tylko zniszczone budynki, zagrodzone wysokim płotem. Potem to, co stare i rozwalające się, zostało całkiem zburzone, a na tym miejscu powstała mała handlowo-usługowa dzielnica. Na tamte czasy – miejsce nowoczesne, dziś – trochę postarzałe, trochę jakby prowizoryczne, ale… oswojone przez lata i dość sympatyczne. Wtopiło się jakoś we współczesną mrągowską rzeczywistość, choć nie w architekturę mazurskiego miasteczka (a szkoda!), kusi restauracjami, sklepikami i cukiernią, z której słodki zapach krąży nad tym miejscem jak dobry duch."
"Prowincja pełna gwiazd"
13. Hotel Mercure Mrągowo - tu się odbywają nasze zajęcia jogi. Każdy może się przyłączyć za jedyne 20 złotych za lekcję
14. Mrągowski ryneczek. Targowisko, które kocham. Kupuję tu wszystko i przez cały rok. Nie ma tygodnia bez rozmów ze sprzedającymi.... Nie ma tygodnia bez świeżych warzyw (o ile nie mam ich w ogrodzie), miodu i jajek, serów, mleka i wiejskiej śmietany.
"(...) ryneczek ze świeżymi dobrami. I choć do wiosny daleko, ludzi mniej, to jednak miód i ryby są, indyk na obiad też oraz szyneczki domowej, kurpiowskiej roboty!"
"Prowincja pełna gwiazd"
"Po drodze zajeżdżamy na rynek. Po świeże warzywa i owoce. Nasz rynek składa się z dwóch części. Starej, jeszcze przedwojennej, wyłożonej brukiem oraz nowszej, wylanej asfaltem. Dawniej targ był tylko na bruku, przyjeżdżali tu ludzie z okolicznych wsi i sprzedawali płody rolne. Obok było małe jeziorko, zwane Małym Magistrackim. Potem, w czasach współczesnych, rynek został powiększony. Na bruku, jeszcze w czasach mego dzieciństwa, sprzedawane były ziemniaki, buraki czy kapusta prosto z wozów, nowsza część była zarezerwowana dla ubrań i innych przedmiotów. Jeziorko przez lata zamieniało się w bagienko, i jako małe dziecko pamiętam je już właśnie takie: zarośnięte i niedostępne. Mówiło się u nas w klasie: idziemy na bagna! I szczytem odwagi było przejść przez nie. Głupie dzieci. Mogliśmy się potopić. Ale znaliśmy tajemne przejścia na tym bagnie i nie raz udawało nam się je pokonać.
Kupuję warzywa u pana Szybkiego, który ma stoisko na granicy bruku i asfaltu. Lubię u niego kupować, bo zawsze ma warzywa tanie i świeże. A jeszcze mi potania! Nazywam go panem Szybkim, bo jest bardzo prędki, energiczny. Zawsze ciężko pracuje, zwija się jak w ukropie, gdy ma dużo klientów. A ma ich sporo, bo ludzie doceniają tego prostego, sympatycznego człowieka. Opowiadam o wszystkim mojej Hani, oprowadzam ją po tym rynku, jakby był to co najmniej wersal. Tu Pan Szybki, tam pani Władzia ze świetnymi wędlinami. Tu pan z kwiatami i grzybami, to w ogóle ciekawy człowiek. Nazywam go Człowiek z Lasu. Bo naprawdę mieszka gdzieś w środku lasu i żyje tylko z jego darów. Zbiera grzyby i sprzedaje świeże, ale również suszy je i marynuje i dzięki temu na klientelę przez cały rok. Zwłaszcza niemiecką! Niemcy doceniają jego wyroby i zachwycają się suszonymi łańcuchami grzybów. Człowiek z Lasu wszystko ma pięknie poukładane, zamarynowane, ususzone, na sznurkach, w słoiczkach, w koszyczkach. Kiedy jeszcze nie ma grzybów, zwozi na rynek całe masy kwiatów, na przykład konwalii lub grubego bzu. Sprzedaje też pęki bagienka na mole. To takie intensywnie pachnące łodyżki, zbierane na bagnach. Któż dziś o nich pamięta! Pewnie tylko nieliczni. A u nas w szafach zawsze to bagienko było. Pachniało ładniej niż naftalina, no, i było naturalne!
Hania kupiła to bagienko, zapakuje je w płócienny woreczek i zawiezie mamie jako gościniec z Mazur. Super! Dalej pan Stasiek z miodami. Miód nie ma dla niego tajemnic. Jakie chcemy! Jest pszczelarzem i żyje w zasadzie tylko z tego. Poza emeryturą. Kupuję słoiczek rzepakowego, Hania wybiera jesienny."
"Prowincja pełna marzeń"
15. Jezioro Sołtyskie. Trzeba je przejść dookoła. Niewielkie stare domy to pozostałość po mieszkających w Sensbugu Holendrach.
16. Aleja Kasztanowa wzdłuż działek na Lasowcu i tamtędy nad jezioro Płytkie. Trasy z dzieciństwa. Nie ma już tamtej plaży, ale sentyment pozostał. Takiego bogactwa kasztanów jak na tej Alei, nie ma nigdzie.
17. Zawilce i przylaszczki w Parku Słowackiego, czyli w dawnym Waldheim. Docierałam tu rzadko, bo daleko było z Parkowego.
"Była tu piękna restauracja Waldheim, widziałam ją na jednej z twoich pocztówek w albumie, jak wrócimy, to ci pokażę. I były alejki, fontanny, rzeźby. A niedaleko było uzdrowisko, do którego zjeżdżali się chorzy z całych Prus Wschodnich (...) Wokół nas ścielił się kobierzec różnokolorowych zawilców. Zawsze o tej porze roku ubarwiały Park Słowackiego. Teraz wyglądał najładniej. Choć kolejne pory roku również obchodziły się z tym miejscem łaskawie. Po przekwitnięciu zawilców natura nabierała barw soczystej zieleni, która była tu wszechobecna. Potem jesień wyzłacała gałęzie, sprawiając, że Park zamieniał się w niepowtarzalną jesienną tęczę."
"Prowincja pełna marzeń"
18. Apteka Pod Orłem. Już nie taka sama, ale do niedawna z kamienną przedwojenną posadzką i starymi regałami. Teraz już wszystko zmienione, nowoczesne, tylko schody zewnętrzne zostały. Pierwsza apteka w mieście.
"Nazywała się tak kiedyś i tak nazywa się również dziś. To była pierwsza apteka w Sensburgu! Do dziś stoją w niej na drewnianych półeczkach stare, zabytkowe buteleczki przedwojennych aptekarzy."
"Prowincja pełna marzeń"
19. Miejsce, na którym jest dziś pralnia. Tu jest żydowski cmentarz (kirkut). Bo kirkut jest zawsze, nawet jeśli zaorany i zabudowany. Niewiele jest śladów mrągowskich żydów, to jeden z nich.
"...niewielki plac, na których stoi pralnia chemiczna. Jest tam kirkut – cmentarz żydowski. Pod koniec wojny niemieckie wojska wysadziły w powietrze wszystkie macewy, czyli płyty nagrobne i tak kirkut, otoczony szczelnie akacjami, został zrównany z ziemią. A po wojnie pobudowano tu pawilony, służące ludności. Już w czasach współczesnych pojawiły się lokalne inicjatywy upamiętnienia tego miejsca. Wszystko skończyło się jednak tylko na zamiarach. W naszym kraju rzadko wskrzesza się żydowską przeszłość. Dziś mało kto więc wie o sensburgskim kirkucie i jego dramatycznej historii"
"Prowincja pełna marzeń"
20. Dom pana Ryszarda Bitowta na ulicy Wolności. Mrągowski kronikarz, bez którego nie byłoby moich książek. Liczne wizyty w tym miejscu, jedna również z Robertem Wróblem.
21. Budynek mrągowskiego liceum. Kolejne miejsce, w którym spędziłam młodość. W jakimś sensie ukształtowało mnie.
"Włączam Czerwonego Tulipana. Uwielbiam ich słuchać. Zwłaszcza piosenka „Rudy płomień” jest mi bliska. Najładniejsza! Gitarzysta, Andrzej, pochodzi z Mrągowa. Kiedyś, jeszcze w liceum, chodziliśmy razem na siłownię. On pewnie tego nie pamięta, bo dziś już nie jesteśmy tal dobrymi znajomymi. Życie nad poniosło w dwie różne strony."
"Prowincja pełna marzeń"
22. Osiedle Parkowe. Moja mała Ojczyzna. Napisałam o nim kiedyś opowieść i wygrała w konkursie gazety Olsztyńskiej "Tu mieszkam". Moje ścieżki z dzieciństwa. Dziś już całkiem inne, ale wciąż duch miejsc pozostał.
23. Promenada. Tu biegam i jeżdżę na rowerze oraz spaceruję. Jak większość mrągowian zreszta.
"Wystarczy przejść się promenadą nad Czosem w środku dnia. Nie trzeba czytać gazet ani słuchać lokalnego radia. W dużym mieście stałabym teraz w korku i rozmawiała przez zestaw głośnomówiący. Rozpędzałabym w ten sposób moją samotność. Tu spotykam żywych ludzi. Na każdym kroku. Wraz z nimi – jakieś historie, wieści, newsy prowincjonalne!"
"Prowincja pełna gwiazd"
24. Restauracja Stara Chata. Z właścicielem Januszem Talkowskim wychowaliśmy się na jednym podwórku. Restauracja powstała w miejscu starych warsztatów krawieckich należących do Żydów. I nie ma nigdzie lepszej zupy rybnej