"W mojej rodzinie panował obsesyjny lęk przed wyprawami nad jeziora. Liczne przypadki utonięć powodowały, że rodzice kategorycznie zabraniali mi zabaw nad jeziorami. Wszystkie moje wypady nad wodę miały charakter nielegalny – oficjalnie chodziłem grać w piłkę."
Kontynuujemy akcję z poprzednich lat i zbieramy powojenne zdjęcia oraz historie związane z Mrągowem i okolicą. Pan Andrzej Alicki podzielił się już z nami wspomnieniami ze swojego dzieciństwa i młodości spędzonej w Mrągowie. Teraz zapraszamy do lektury wspomnień z Marcinkowa z lat 1954-1957.
"Naukę szkolną rozpocząłem w Marcinkowie, prawie dzielnicy Mrągowa. Moją pierwszą wychowawczynią była pani Krystyna Truszkowska. Niezwykle urodziwa kobieta, którą po latach pod innym nazwiskiem spotykałem już w Mrągowie. Spotkałem się z opinią, że prawie we wszystkich wspomnieniach pierwsza nauczycielka to piękna osoba.
Nasze dziecięce zabawy w Marcinkowie nie były wyszukane. Między zabudowaniami ukrywaliśmy się w „chowanego”, skakaliśmy „w klasy”, a niekiedy na gapę udawało się nam uczestniczyć w seansach kina objazdowego, które przyjeżdżało do sali na zapleczu sklepu spożywczego. Ze zgrozą wspominam zimowe zabawy na bagnie z drugiej strony ulicy w Marcinkowie. Ta zgroza była mi obca, gdy w wieku pięciu lat skakałem w zawody z kolegami z kępy na kępę lekko zamarzniętego bagniska. Jako najstarszy z rodzeństwa wymykałem się cichcem z domu. Pewnie po którymś przemoczeniu mocno zachorowałem i naukę w pierwszej klasie rozpocząłem z parotygodniowym opóźnieniem.
Kilka domów za naszą, a właściwie Schultzów, kamienicą znajdowała się kuźnia. Jej właściciel, pan Borys, przyjaźnił się z moim ojcem i często bywaliśmy przez sąsiadów goszczeni w wolne od pracy dni. W dni powszednie lubiłem przesiadywać w kuźni i słuchać odgłosu kutego żelaza, które było żarzone nad paleniskiem. Podkowy pan Borys wyrabiał sam. Potem zagiętym nożem odcinał część końskiego kopyta i przybijał kwadratowymi hufnalami metalową podkowę. Zapach rozgrzanego metalu czuję do dziś.
Niedaleko za podwórkiem z kuźnią znajdowała się piekarnia, z której dochodziły ponętne zapachy. Ponieważ piekarz był dobrym znajomym mojego ojca, niekiedy byłem wysyłany po świeży chleb, podawany mi na drewnianej łopacie prosto z pieca.
Dorośli w Marcinkowie najwyżej cenili przybytek nazywany gospodą. Od czasu do czasu przychodziłem tam z metalową kanką, do której bufetowa wlewała jakiś płyn, który zanosiłem do domu. Należność regulował potem mój ojciec. Prawie naprzeciw gospody znajdował się sklep spożywczy o poszerzonym asortymencie. Utkwił mi w pamięci zapach mydła, który uderzał zaraz po wejściu do niego. Ale najgłębiej w moją pamięć wryła się śliwka w czekoladzie, którą zakupiłem za 1,65 zł przez kogoś z rodziny mi podarowane. W podwórku za sklepem istniała obszerna sala, którą wykorzystywano na seanse filmowe lub zabawy. Nieraz z kolegami tam się wkradaliśmy.
Lubianym przez mieszkańców Marcinkowa miejscem wypoczynku było jezioro o nazwie Dzwonek. Na nim usiłowałem po raz pierwszy nieudolnie pływać z wykorzystaniem szerokich ojcowskich pleców. W mojej rodzinie panował obsesyjny lęk przed wyprawami nad jeziora. Liczne przypadki utonięć powodowały, że rodzice kategorycznie zabraniali mi zabaw nad jeziorami. Wszystkie moje wypady nad wodę miały charakter nielegalny – oficjalnie chodziłem grać w piłkę.
Dziś uświadamiam sobie, że na początku mojej edukacji w Marcinkowie ważną rolę odgrywał kontakt z przyrodą. Kiedy tylko pozwalała na to pogoda, nasza wychowawczyni wyprowadzała nas na wycieczki w teren. Zwiedziliśmy wszystkie okolice Marcinkowa. Pewnego razu doszliśmy aż do parku w Mrągowie, który dziś za patrona ma Władysława Sikorskiego. Weszliśmy na wieżę, wtedy nazywaną po prostu wieżą, a dziś określaną jako wieża Bismarcka."
Opisy do zdjęć:
Przeszukaj domowe archiwa w poszukiwaniu starych zdjęć Mrągowa i pomóż nam zachować historię miasta. Prosimy o dostarczanie zdjęć, na których poza ludźmi widoczne są elementy architektoniczne miasta. Mile widziane są również wspomnienia dokumentujące życie mieszkańców. Zdjęcia zostaną zeskanowane, a oryginały oddane dla właściciela.