Centrum Kultury i Turystyki zaprasza 27 stycznia o godz. 19.00 do sali widowiskowej na koncert HANI RYBKI z zespołem. Hania Rybka Chowaniec to wokalistka poruszająca się w kręgu tzw. muzyki folkowej. Urodzona i wychowana na Podhalu dotychczas współpracowała m.in. z zespołami Brathanki, Skaldowie, Golec uOrkiestra oraz z Marylą Rodowicz. Można ją było również usłyszeć na ostatniej płycie Marka Grechuty. W 2002 roku wraz ze swoim zespołem została laureatką organizowanego przez Polskie Radio konkursu muzyki folkowej "Nowa Tradycja".

 Na płycie I to, i to znajdziemy dwanaście premierowych utworów z pogranicza muzyki folk i jazzu. To "płyta doskonale nagrana, w pewnym sensie unikatowa, bo tego typu aranżacji muzyki ludowej z różnych regionów w jazzowo-rozrywkowej formie jeszcze nie było" - mówi Maria Baliszewska z Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Jednym słowem folk w nowoczesnej jazzowej aranżacji z delikatną domieszką muzyki pop. Warto posłuchać.


Wywiad z Hanią Rybką

Moja codzienność, moje życie


Od kwietnia 2004 roku w sklepach muzycznych dostać można płytę „I to, i to”. To Twoja pierwsza płyta?
Pierwsza własna, ale śpiewałam też na dwóch płytach Jana Karpiela-Bułecki z autentyczną muzyką góralską – „Nuty spod hól” i „Giniy śniyzek po holak”.

Jak narodził się pomysł powstania „I to, i to”?
Droga była długa i wiodła przez konkurs Radiowego Centrum Kultury Ludowej „Nowa Tradycja”. A materiał na płytę zaczął powstawać zupełnie spontanicznie. Muzykowaliśmy sobie z przyjaciółmi, próby odbywały się u mnie w domu, w Poroninie. Wtedy jeszcze grał z nami nasz serdeczny przyjaciel Marek Łabunowicz – „Maja”, którego już niestety nie ma wśród nas, ponieważ ratując życie innym, zginął w górach. Pewnego dnia Bartłomiej Kudasik, altowiolista, rzucił pomysł, żebyśmy pojechali do Warszawy wziąć udział w konkursie Nowa Tradycja 2002. Przygotowaliśmy repertuar, wystąpiliśmy i zajęliśmy III miejsce. Jako nagrodę otrzymaliśmy do dyspozycji radiowe studio nagrań S4 i dzięki temu mogło dojść do powstania tej płyty. Praca w studiu to był dla nas wszystkich cudowny i radosny okres.

Na płycie występują doskonali muzycy z Podhala, ale są też artyści grający na co dzień zupełnie inną muzykę niż góralska.
Myślę, że taka różnorodność w zespole może przynieść same korzyści, co mam nadzieję słychać na naszej płycie. Na płycie gra na skrzypcach Sebastian Karpiel-Bułecka, chociaż od roku koncertuje z nami Andrzej Polak, również rodowity góral, znakomity skrzypek i wokalista, na altówce gra równie znakomity muzyk ludowy Bartłomiej Kudasik – także pochodzący z gór, na kontrabasie - Józef Michalik, który też jest góralem, ale od dłuższego czasu mieszka w Krakowie. Saksofonista Leszek Szczerba i perkusista Sławomir Berny to doskonali muzycy z Krakowa, występujący także z innymi artystami, między innymi z Grzegorzem Turnauem i Markiem Grechutą.

Jak doszło do powstania zespołu, z którym obecnie śpiewasz?
Skład „góralski” był stały, z chłopcami znamy się od bardzo dawna. Natomiast saksofonista i perkusista ciągle się zmieniali, współpracowałam z muzykami z różnych stron Polski, ale dla obu stron pokonywanie odległości było bardzo uciążliwe. Wreszcie udało mi się zaprosić do zespołu Leszka Szczerbę i Sławomira Bernego i świetnie nam się razem gra.

Fani, którzy kojarzą Cię z muzyką góralską będą zapewne zdumieni; już pierwsza piosenka zawiera mieszankę różnych muzycznych stylów – oprócz motywów góralskich jest jazzowy saksofon, elementy popu i daabu. To odzwierciedlenie twoich ostatnich fascynacji?
Lubię bardzo różną muzykę, ale przede wszystkim jazz – jest w nim miejsce na improwizację, tak jak w muzyce góralskiej.

Melodie piosenek mają pochodzenie ludowe, czy są to własne kompozycje zespołu?

Zarówno linia melodyczna, jak i teksty są w całości pochodzenia ludowego. Natomiast nad aranżacją pracował cały zespół. Na kolejnych próbach zawsze powstawało coś nowego i to było bardzo inspirujące. Jednak założenie przyjęliśmy takie, żeby aranżacje były jak najbliższe wersjom oryginalnym. I dlatego nasze utwory posiadają budowę taką, jak w ludowych piosenkach: zwrotka-przygrywka-zwrotka-przygrywka. Oczywiście, brzmienie muzyki odbiega od tradycyjnego.

Elementy jakiego folkloru możemy znaleźć na płycie?
Publiczność najczęściej kojarzy mnie z muzyką góralską, szczególnie na Podhalu, a tymczasem tylko jeden utwór na płycie, „Poseł”, jest oparty na motywach góralskich. Poza góralszczyzną wykorzystywaliśmy muzykę takich regionów, jak Orawa -„Wypas”, Rzeszowszczyzna – „Przyszła wiesna”, I to, i to”, Lubelszczyzna – „Kołysanka”, „Leworwer”, Wielkopolska – „Kukucka”. Chciałam, żeby ta płyta była jak najbardziej różnorodna, żeby zawierała muzykę z różnych regionów. Bo muzyka Podhala została przecież przerobiona już na tysiąc sposobów przez wielu artystów. Nie znaczy to rzecz jasna, że będę stronić od muzyki moich rodzinnych stron - na każdym koncercie gramy muzykę góralską, ale tą w wersji czystej, autentycznej.

Co Cię tak naprawdę fascynuje w folklorze góralskim?
Trudno mi powiedzieć, ponieważ zostałam na muzyce Podhala wychowana. Ona po prostu jest we mnie. Daje mi dużo radości. Weźmy na przykład teksty ludowe. Nie ma w nich wulgaryzmów, tak jak w niektórych współcześnie powstających utworach. Teksty te są „z życia wzięte”, przekazane nam przez naszych rodziców i dziadków. Nie mam wątpliwości, że warto tę muzykę śpiewać i dalej przekazywać z pokolenia na pokolenie. Najważniejsze, żeby ta tradycja nie zaginęła.

A dlaczego zatem na płycie nie śpiewasz góralszczyzny w czystej, tradycyjnej formie?
Chciałam spróbować czegoś nowego, poznać muzycznie nowe regiony Polski i zaaranżować je po swojemu. Natomiast jeśli chodzi o muzykę góralską, to na co dzień śpiewam ją w czystej formie. Jeszcze nie próbowałam jej przerabiać.

Piosenki z płyty są bardzo energetyczne. Ta energia zaczerpnięta jest chyba z folkloru góralskiego?
O, nie tylko. Proszę posłuchać choćby ludowych śpiewów z Orawy czy Rzeszowszczyzny, ile tam jest energii i optymizmu.

Na płycie, oprócz kozy, fujarki, skrzypiec i cymbałów, pojawia się mniej znany instrument - złóbcoki. Czy mogłabyś wyjaśnić, co to jest?
To prototyp skrzypiecInstrument ludowy, nieco węższy niż skrzypce, o trochę innym brzmieniu i którego spodnia część zrobiona była z jednego kawałka drewna. Grywał na nich między innymi znany przewodnik tatrzański Jan Krzeptowski-Sabała. Żłóbcoki to dziś instrument trochę zapomniany. Na płycie pojawia się też australijskie didjeridoo.

„Świat się radośnie śmieje, bocian niesie nadzieję” – to fragment tekstu pierwszej piosenki na płycie. Słuchając Twojego pogodnego głosu ma się wrażenie, że cały czas się uśmiechasz. Tak jest rzeczywiście?
Bardzo dużo radości daje mi muzyka, a jeśli się kocha to, co się robi, trudno być smutnym. Poza tym muzycy, którzy mnie otaczają to wspaniali ludzie. W zespole panuje świetna atmosfera, a to jest bardzo ważne, to wręcz podstawa muzykowania. Ta muzyka daje radość nam wszystkim.

Która piosenka z płyty jest Twoją ulubioną?
Niezmiennie ten sam utwór, zadedykowany Markowi Łabunowiczowi, który z nami zaczynał ten projekt, ale wkrótce potem zabrały go góry. To piosenka zatytułowana „Modlitwa”, jedyny utwór na płycie, którego muzyka oparta jest na węgierskiej melodii ludowej. Marek bardzo lubił ten utwór. Tekst został napisany specjalnie dla niego przez Karolinkę Wantuch z Krakowa.

Zespół Hania Rybka to laureat III nagrody na konkursie Nowa Tradycja 2002. Czy śpiewaliście wtedy materiał z płyty?
Tak, śpiewaliśmy właśnie „Modlitwę” – to było niedługo po tym, kiedy odszedł Marek i pamiętam, że bardzo wzruszałam się śpiewając ten utwór. Wykonywaliśmy też „Leworwer” i „Kukułeczkę”.

Jak ta nagroda wpłynęła na waszą karierę?
Bardzo nam pomogła w naszej drodze artystycznej. Dzięki niej doszło do nagrania płyty. Polskie Radio zajęło się promocją płyty, organizacją koncertów promocyjnych. Nam samym byłoby trudno.

Nowa Tradycja to nie jedyny konkurs, którego byliście laureatami.
Nie. Uczestniczyliśmy jeszcze w dwóch konkursach - w Festiwalu Ethnosfera, gdzie zajęliśmy III miejsce i Festiwalu Folklorystycznym Eurofolk.

W czerwcu tego roku w chorwackiej Puli odbył się Międzynarodowy Festiwal Muzyki Folkowej, organizowany przez Europejską Unię Radiową, na którym reprezentowaliście Polskę. Jak przyjmowana była wasza muzyka?
Zostaliśmy cudownie przyjęci, dostaliśmy gorące brawa. Myślę, że nasza muzyka podobała się. Było to dla nas bardzo wzruszające, bo jesteśmy tam przecież zespołem zupełnie nieznanym. Nie ukrywam, że miałam podczas tego występu potworną tremę, musiałam prowadzić koncert w języku angielskim, który nie jest moją najmocniejszą stroną.

„Jest chyba jedyną góralką, której udało się połączyć samorodny talent z profesjonalnym wykształceniem wokalnym” – pisze o tobie Tygodnik Podhalański. A jak się zaczęło Twoje zainteresowanie muzyką?

Zostałam wychowana w muzycznym domu. Nie tylko w naszej rodzinie, ale w wielu rodzinach góralskich muzyka to część codziennego życia. To jest piękne. Na Podhalu od wieków panował zwyczaj muzykowania i przetrwał on do dnia dzisiejszego. Nie żadna stylizacja, tylko autentyczność, prawdziwa muzyka! Wszystkie imprezy, wesela, chrzciny, a także większe wydarzenia kościelne są okraszane muzyką, wykonywaną w ubraniach góralskich. Również i moi rodzice przekazali tą tradycję muzykowania mnie i mojemu bratu. Tata grał na akordeonie, brat też, ja na skrzypcach, a mama śpiewała.

Jako nastolatka śpiewałaś główną rolę w sztuce „Jadwisia spod Regli”. To po premierze tej sztuki podjęłaś decyzję o wyborze zawodu?

Tak. Byłam wtedy w maturalnej klasie. „Jadwisia spod Regli” to tak zwana opera góralska w czterech aktach, napisana przez pana profesora Juliana Reimschüssla. To człowiek pochodzący Żywiecczyzny, ale mieszkający na Podhalu. Był Podhalem zafascynowany, napisał wiele sztuk dla górali. A „Jadwisia...” była jego jedyną sztuką śpiewaną. Miałam przyjemność wykonywać główną rolę i byłam tym faktem bardzo przejęta. Zauważyłam, że publiczność naprawdę się wzruszała, że poprzez śpiewanie można dotrzeć do serc słuchaczy. Po przedstawieniu ludzie dziękowali mi ze łzami w oczach. Zrozumiałam, że muzyka jest tym, czym chcę się zająć w życiu.

Studiowałaś śpiew operowy na Akademii Muzycznej w Katowicach.

To był najpiękniejszy okres mojego życia, chociaż początki studiowania były trudne, bo na wydziale wokalno-aktorskim znalazłam się z moim plecakiem ze stelażem wśród wytwornych artystek. Początkowo czułam się więc na uczelni trochę obco. Zaprzyjaźniłam się jednak z ludźmi z wydziału jazzowego. Bo przecież jazz jest podobny do muzyki góralskiej – jest w nim miejsce na spontaniczność, energię.

Od opery jednak daleko do muzyki góralskiej. Nauczyciele nie sprzeciwiali się temu, że śpiewałaś góralszczyznę?
Sprzeciwiali się, oczywiście. Opera i muzyka góralska to dwie zupełnie różne techniki śpiewania – góralszczyznę wykonuje się bardziej siłowo. Nie raz, kiedy wracałam z domu na uczelnię, miałam chrypkę. A w śpiewie operowym dźwięk musi być nieskazitelny. Śpiewanie operowe jest piękne, ale wymaga ode mnie, żebym zrezygnowała z muzyki góralskiej i wyjechała z Podhala, rozwijała umiejętności na rozmaitych stypendiach i kursach. A tymczasem ja nie chcę wyjechać z mojego miejsca i porzucić śpiewania muzyki góralskiej. Po skończeniu studiów zajęłam się więc przede wszystkim muzykę góralską. Ostatnio zaczynam jednak wracać do muzyki klasycznej.
Miesiąc temu miałam okazję wystąpić w Zakopanem z pieśniami Wacława Geigera. Towarzyszyła mi Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna pod batutą pani Agnieszki Krainer. Śpiewałam wtedy także „Modlitwę”, którą pani Agnieszka rozpisała na orkiestrę. Wykonywanie tego utworu z orkiestrą było dla mnie dużym przeżyciem. Publiczność przyjęła nasz występ bardzo ciepło. Niedługo znów wystąpimy z podobnym koncertem - 18 sierpnia w kościele Św. Krzyża w Zakopanem będziemy wykonywać pieśni Geigera, „Modlitwę”, a także pieśni Karłowicza.

Na ostatnim roku studiów śpiewałaś z Brathankami, zanim pojawiła się tam Halina Mlynkova. Dlaczego przerwałaś tę współpracę?
Nasze drogi się rozeszły, ponieważ w pewnym momencie musiałam dokonać wyboru, czy decyduję się intensywnie pracować z Brathankami, czy dokończyć studia. Wybrałam to drugie. Zdążyliśmy jednak wspólnie przygotować cały materiał na pierwszą płytę. Od mojego imienia wzięła się zresztą nazwa zespołu. Rozstaliśmy się we wspaniałej atmosferze, nadal utrzymujemy kontakt i spotykamy się.

Ponad rok występowałaś także z Golec uOrkiestra. Jak wspominasz ten okres?
Było to już po zaliczeniu przeze mnie roku dyplomowego na uczelni. Z Golcami zresztą poznaliśmy się jeszcze w czasie studiów. Ja byłam wtedy na drugim roku, chłopcy na pierwszym. Zanim Golcowie pojawili się w akademiku, byłam tam jedyna z Podhala. Pamiętam, że którejś nocy nagle usłyszałam śpiewy góralskie z żywiecczyzny. To byli Golcowie. Wkrótce potem poznaliśmy się i polubiliśmy. Od tej pory wszystkie imprezy, wszystkie spotkania wieczorne spędzaliśmy razem. Aż wreszcie po ukończeniu Akademii wspólnie pracowaliśmy, jeżdżąc z Golec uOrkiestra w trasy koncertowe. To był cudowny czas.

Masz za sobą epizod współpracy z krakowskim Lochem Camelotem.
Mieszkając przez jakiś czas w Krakowie, szukałam dla siebie nowych artystycznych ścieżek. Trafiłam do piwnicy Loch Camelot. Przychodziłam tam przez pół roku, spotykałam się z ludźmi, a także koncertowałam. Było to również doświadczenie bardzo cenne, choć szczerze mówiąc nie do końca odnalazłam się w poezji śpiewanej. Wolę piosenkę, która jest bliżej muzyce, niż poezji.

Współpracowałaś ze Skaldami, Marylą Rodowicz, braćmi Steczkowskimi, śpiewasz na najnowszej płycie Marka Grechuty...
Spotkanie na swej drodze tych artystów to dla mnie ogromne przeżycie. Choćby poznanie zespołu Skaldowie, albo Maryli Rodowicz – mam do tych artystów ogromny szacunek. Ostatnio występowałam na płycie Marka Grechuty. To było niesamowite – śpiewać u boku kogoś, kto jest żywą legendą. Grechuta to artysta wielkiego formatu, nieprawdopodobnie skromny. Obcując z takimi ludźmi człowiek uczy się przede wszystkim szacunku i pokory do muzyki. Bo jeśli ktoś ma obok siebie autorytet, stara się, by jego praca była wykonana jak najlepiej, żeby choć w części swemu wzorowi dorównać. Dlatego bardzo istotne w życiu jest, żeby otaczać się autorytetami.

Za Tobą tyle różnych muzycznych doświadczeń – kiedy właściwie zrozumiałaś, że muzyka góralska to jest to?
Muzyka góralska zawsze była i będzie w moim sercu. To jest moja codzienność, moje życie. Na pewno jednak będę brać udział w wielu innych muzycznych projektach, zmiany są przecież potrzebne.

Zdradzisz, jakie nowe projekty szykujesz?
Nie chcę zapeszać, powiem więc tylko o najbliższych koncertach - 8 sierpnia o godzinie 11.00 odbędzie się nasz koncert w ramach letnich poranków w Radiu Kraków. A 15 sierpnia w Galerii Hasiora w Zakopanem odbędzie się wykład poświęcony muzyce góralskiej, podczas którego zaśpiewam z kapelą góralską - to koncert odbywający się w setną rocznicę powstania piosenki „Góralu, czy ci nie żal”. Zapraszam!

rozmawiała:

Elżbieta Chojnowska