Zima 1977 roku nie rozpieszczała nikogo. Drogę do Troszczykowa zawiało. Sypał gęsty śnieg. Wiatr wykręcał piruety i huczał w uszach. Przeklinałem swój los i desperacko parłem do przodu. Ledwie żywy z wysiłku, mokry od potu - czy śniegu? – nie wiem, dotarłem na miejsce. „Przywitał” mnie chylący się ku ruinie dom (niegdyś dworek). Zaproszony na gorącą herbatę przez kobietę, która mogłaby być moją babką, wysłuchałem jej opowieści – ciekawej, zgoła niezwykłej. Posłuchajcie.

Rozeźlony Kogut


- Codziennie rano, już o godzinie 6, w majątku pana Troszczyka rozbrzmiewał dzwonek. Rozpoczynał się nowy, zwyczajny, pracowity dzień. Z daleka słyszałeś porykiwanie bydła, brzęk wiader czy harmider z kurnika. Ludzie spieszyli do chlewów i obór, szykowali narzędzia i wyruszali w pole. Nikt nie marudził, nikt się nie ociągał, tylko na majdanie widać było przechadzającego się kura. Wspaniały, władczy, pełen majestatu, baczący na wszystkich i wszystko. Przechodzący ludzie spozierali nań z obawą. – To Troszczyk dogląda obejścia – powiadali. Jedni potakiwali inni stroili z nich żarty. Co do jednego wszyscy byli zgodni – zdrowiej koguta omijać. Pewnego razu – może przez przypadek, może nie, ktoś zamknął ptaka w starej drewutni. Mijał dzień za dniem, a pana ani widu. Jak kamień w wodę. Szukano u sąsiadów i znajomych w mieście. Wszystko na nic. Nie wiadomo jak długo trwałby ten stan, gdyby nie przypadkowy przechodzień. Zwabiony hałasem dobiegającym z opuszczonej szopy, ciekawy, uchylił wrota. W środku szalał kogut. Ujrzawszy półotwarte drzwi, dopadł ich uderzając jak pocisk w przerażonego wybawcę. Kur wyleciał z szopy, wypadł na majdan i... zniknął. W otwartych drzwiach dworu wyrósł nagle, jakby spod ziemi, okrutnie rozeźlony Troszczyk.

Ogień

Babcia ucichła. Podłożyła do piecyka drewienek. Płomienie, początkowo nieśmiałe, po chwili zagrały na twarzy i w oczach staruszki. Trzask dobiegający z paleniska zdawał się tworzyć akompaniament do wypowiadanych słów.

Zboże i gawron


-Tuż po omłotach, chłop z pobliskich Poręb nad Jeziorem Dobrynek, nabrawszy sobie do głowy, że Troszczyk go oszukuje mało płacąc za robotę, postanowił to sobie powetować. Szarą godziną z workiem skradzionego zboża na wozie, wyruszył w drogę do domu. Na drodze było pusto. Ludzie odpoczywali w domostwach. Księżyca jeszcze nie było, tylko gwiazdy na bladym płótnie nieba nieśmiało mrugały. Nie tylko gwiazdy towarzyszyły woźnicy, był jeszcze ktoś. Początkowo niezauważony, później lekceważony, wzbudził nareszcie podejrzenia i niepokój w duszy chłopa. Czarny gawron krążył nad wozem. Siadał na drzewach, przydrożnych skarpach bądź kamieniach i znowu krążył i krążył. Nie spuszczał wozu z oka nawet na moment. Może chciał towarzyszyć chłopu do jego zagrody, kto wie. Lecz chłop niegłupi zawsze sposób znajdzie. Mając dość niemiłego kompana, machnął biczyskiem od ucha! No i posypały się pióra, odsłaniając nagą szyję z czerwoną pręgą. Rozpaczliwe – kraaaa!!! – rozdarło ciszę wieczoru, ptak zatrzepotał skrzydłami i przepadł w leśnej gęstwinie. Następnego dnia przywiedziono chłopa ze skradzionym ziarnem do dworu. Wystraszony podniósł wzrok na Pana i zamarł. Ujrzał krwawą pręgę na szyi Troszczyka. Od tej pory ludzie powiadali, że Troszczyk ma konszachty z...
Staruszka nie dokończyła. Przeżegnała się pobożnie patrząc na krzyżyk wiszący nad drzwiami.

Andrzej Badurek



Troszczykowo
- dawniej majątek, obecnie osada między Jeziorami Czos i Dobrzynek. Leży w sąsiedztwie amfiteatru w Mrągowie, w którym co roku latem odbywają się mrągowskie festiwale.