Święto Zmarłych

Święto Zmarłych zwane inaczej Zaduszkami dla każdego Warmiaka wypadało 1 listopada. Inaczej było z Mazurami. Ci katoliccy obchodzili je w tym samym dniu co Warmiacy, a ewangeliccy Mazurzy w ostatnią niedzielę listopada.

I Warmiacy i Mazurzy obchodzili ten wyjątkowy dzień praktycznie tak samo. I jedni i drudzy wierzyli, że dusze zmarłych odwiedzają wówczas świat żywych. W noc poprzedzającą święto zostawiano w izbie światło i jedzenie. A w same Zaduszki sprzątano i dekorowano groby. Nierzadko do dekoracji wykorzystywano owoce śnieguliczki (na pewno je kojarzycie, bo w końcu komu z nas nie zdarzyło się w dzieciństwie nie rzucać tych kuleczek na ziemię i nie rozdeptywać), których w tym czasie nie brakowało na krzewach i układano z nich na grobach wzorki.

Tego dnia jadano potrawy o czarnym kolorze, jak kaszanka, czernina, kasza gryczana, chleb z mąki gryczanej.

Ogrody pamięci

Pisząc o tym wyjątkowym święcie nie sposób jest nie wspomnieć o cmentarzach. Ile jest tych zabytkowych na Warmii i Mazurach, tych sprzed 1945 roku, jak wiele jest zniszczonych, zaniedbanych, ile pojedynczych mogił „poukrywanych” w lasach, bądź takich, po których nie ma już śladu… Zabytkowym cmentarzom należy się uwaga, ponieważ są ginącym elementem mazurskiego krajobrazu. Kto wie, jak długo podziwiać będziemy stare mazurskie aleje drzewne,  drewniane chałupy czy właśnie zabytkowe cmentarze?

Ewangelicy najczęściej zakładali cmentarze w pięknie położonych miejscach, np. na pagórkach z widokiem na jezioro bądź na osadę, którą zamieszkiwał dawniej zmarły. Ma to swoją piękną symbolikę – takie położenie grobu przybliżało zmarłego do świata żywych, do bliskich, którzy wyczekiwali czasu, kiedy znowu będą razem (nie przypadkiem umieszczano na krzyżach wzruszający napis „Auf Wiedersehen” (Do zobaczenia) bądź „Ruhe Sanft in Frieden auf ewig sind wir nicht geschieden” (Spoczywaj w pokoju, nie jesteśmy w nieskończoność rozdzieleni). Jednocześnie takie oddalenie cmentarza od wsi zapewniało rozdzielenie sfery sacrum i profanum. Zrozumiałe jest to pomimo wielkiej dbałości o zapewnienie zmarłym godnego miejsca spoczynku. Przywiązywano bowiem dużą wagę do przekazywanych z pokolenia na pokolenie wierzeń i przesądów. Na cmentarzach wiejskich świat żywych od świata zmarłych oddzielano poprzez sadzenie krzewów z cierniami po wewnętrznej stronie, bądź tworzenie rowów lub wałów ziemnych.

Mazurskie cmentarze obfitują w nieprzeciętne sentencje nagrobne. Najbardziej wzruszające są inskrypcje po zmarłych dzieciach, jak np. ta z cmentarza w Wejsunach w powiecie piskim po jednodniowym niemowlęciu -  „Kwiatuszku Nasz przed świtem zostałeś skoszony, zostawiając ból i żal nieukojony” bądź ta z Krutyni w powiecie mrągowskim „Hier ruht in Gott unser liebes Elfchen” (Tu spoczywa w Bogu nasze ukochane Elfiątko). Na próżno szukać takich inskrypcji na współczesnych cmentarzach, które zamiast unikalnością charakteryzują się jednolitością miernej jakości nagrobków i standardowych inskrypcji.

Więcej przeczytasz w naszym artykule
Szlak sentymentalny po starych cmentarzach.

Śmierć i pogrzeb


Dawniej na Warmii i Mazurach choroba najczęściej kończyła się śmiercią, którą traktowano zupełnie "normalnie". Jest życie, jest więc i śmierć. Taka kolej rzeczy. Oczywiście ludzie cierpieli jak i my teraz cierpimy po śmierci bliskich. Przeczytajcie, jakie wówczas istniały zwyczaje pogrzebowe i znaki symbolizujące nadejście śmierci.

Obawiano się piania koguta, wycia psa, pohukiwania sowy czy dziwnych stukotów, które mogły symbolizować nadejście śmierci. Starzy Mazurzy wierzyli, że śmierć przychodzi przez 3 wieczory z rzędu i za każdym razem stuka do okna lub drzwi, co widzą psy i wyją. Sowa z kolei siadała niedaleko chałupy i pohukiwała "Puść, puść" co oznaczało śmierć dla osoby, która akurat była w domu chora.

Gdy zmarł gospodarz, powiadamiano o tym jego zwierzęta słowami "Dawny gospodarz zdechł (oddał dech), ja jestem waszym panem". Do uli przypinano czarną szmatkę, by uchronić rój przed śmiercią.

Na Mazurach wyjmowano zmarłego z łóżka i kładziono na słomie wyłożonej na podłodze. W chałupie zasłaniano lustra, aby śmierć nie przeszła na inną osobę. Aby nie niepokoić zmarłego nie wykonywano też wielu prac. Wierzono, że duch zmarłego jest w domu do dnia pogrzebu. Ciało zmarłego myto, a wodę wylewano w miejsce, gdzie nikt nie chodził. Po uczesaniu wyrzucano grzebień. Ubierano zmarłego, w dłoń wkładano mu pieniądz jako wynagrodzenie za jego pracę, a na pierś kładziono śpiewnik. Małe dzieci zamiast pieniążka dostawały pozłacane jabłko, aby mogły się bawić w raju.

Podobnie jak teraz aż do dnia pogrzebu śpiewano pieśni i modlono się. Ciało zmarłego leżało w trumnie w chałupie w największej izbie, skierowane było nogami do drzwi. Przychodzili ludzie ze wsi aby modlić się z rodziną zmarłego. Śpiewano, potem pito gorzałkę i jedzono placek i znowu śpiewano.

W dniu pogrzebu wynosząc trumnę uderzano nią o próg domu, a wszystkie okna i drzwi otwierano na oścież z obawy, aby dusza zmarłego nie pozostała jako upiór. Wszystkie gospodarskie zwierzęta wyganiano  na dwór, aby zmarły gospodarz mógł się z nimi pożegnać.

Na Warmii ksiądz przychodził do domu i kropił wodą święconą zwłoki. Dopiero wówczas zamykano trumnę i niesiono do kościoła na mszę. Po mszy wędrowano na cmentarz wraz z księdzem. Po pogrzebie rodzina zapraszała na stypę zwaną też cermem. Żałoba nie trwała długo, ponieważ uważano, że zakłóca to spokój zmarłych.

Wielu mazurskich zwyczajów już teraz nie można wytłumaczyć. Z reguły sami Mazurzy nie wiedzili, dlaczego postępują tak a nie inaczej. Zwyczajnie tak postępowali ich ojcowie i dziadowie, tak postępowali i oni. Jeśli zainteresował Was temat przeszłości Warmiaków i Mazurów, ich wierzenia, zwyczaje, obrzędy, odsyłamy do dzieł fantastycznych twórców, którym udało się zachować dla nas wiele z przeszłości regionu. Poczytajcie dzieła Marii Zientary Malewskiej, Karola Małłka czy chociażby Maxa Toeppena. Skorzystajcie też z naszej podstrony
Dziedzictwo kulturowe.