Andrzej Alicki - Moje wspomnienia z Mrągowa, cz. VII ostatnia
Andrzej Alicki - Moje wspomnienia z Mrągowa, cz. VII ostatnia

Kontynuujemy akcję z poprzednich lat i zbieramy powojenne zdjęcia oraz historie związane z Mrągowem. Pan Andrzej Alicki zgodził się podzielić z nami wspomnieniami ze swojego dzieciństwa i młodości spędzonej w Mrągowie. To już ostatnia część Jego wspomnień. Przyjemnej lektury.


"Ostatni odcinek mojego mrągowskiego wspomnienia. Gdy zajęliśmy miejsca w sali, nastąpił zabawny moment. Jeden z kolegów, chłop potężnej postury, przemaszerował przez całą dużą salę w kierunku kanapek. Zapanowała wesołość i do końca panowała pogodna atmosfera. Z języka polskiego wybrałem temat komparatystyczny. Porównywałem życie chłopów w epopei Reymonta z życiem chłopów współczesnych. Pisałem od razu na czysto, ponieważ nie wiedziałem, że oddaje się również brudnopis. Wystraszony przepisałem kilka zdań do brudnopisu i trochę je pokreśliłem.

Na egzaminie z matematyki jeden z najsurowszych nauczycieli przechadzał się między ławkami i zostawiał ściągi. Chyba mnie lubił, bo położył karteczkę z rozwiązaniami i na mojej ławce. Przeraził mnie, ponieważ okazało się, że moje rozwiązania znacznie odbiegają od tych na ściądze. Z trwogą oddałem arkusze egzaminacyjne, ale do egzaminu poprawkowego mnie nie wyznaczono, czyli moje odkrycie matematyczne było do przyjęcia.

Po maturze obmyśliłem sobie plan, że przez rok pomogę Rodzicom w utrzymaniu wielorodzinnego domu. Byłem najstarszy z rodzeństwa. Tata zaskoczył mnie propozycją, bym jednak spróbował zdawać egzaminy na studia. Marzyłem o polonistyce, ale na UMK zdawała nasza najlepsza  uczennica, a moja Przyjaciółka,  Basia Ponikowska. Wystraszyłem się, że na Jej tle marnie wypadnę, bo kujonem nie byłem i paru lektur nie przeczytałem. Bez przekonania pojechałem w ostatniej chwili do Gdańska na WSP. Ponieważ znałem przyzwoicie historię, pomyślałem, że mam szansę. Ale to były czasy wyżu demograficznego i paru punktów zabrakło, bo trzeba było też zdawać z geografii.

W gruncie rzeczy nie było powodu do rozpaczy, bo mogłem zrealizować swoje pierwotne plany. Dzięki wstawiennictwu ojca mojego Przyjaciela Andrzeja Markiewicza zostałem zatrudniony w Rejonie Eksploatacji Dróg Publicznych przy ul. Wolności. Pracowałem tu przez rok, czytając jednocześnie zaległe lektury. Trochę do studiów polonistycznych zniechęcał mnie dużo starszy ode mnie kolega z pracy, Pan Kazimierz Surkont, który uważał, że mam ścisły umysł. Mam taki do dzisiaj. Zawsze uważałem, że literatura to ścisła dziedzina życia. Tzw. polonistyczny bełkot jest mi obcy.

W REDP funkcję kierownika sprawował Pan Jerzy Skassa, elegancki mężczyzna z lekkim wileńskim akcentem. Zapamiętałem Go jako człowieka o bardzo wysokiej kulturze. Jego zastępca wydawał się nieco szalony w ruchach, ale jednocześnie był sympatyczny we współpracy. Nazywał się Wacław Dermont. Wspominam Go z rozrzewnieniem, nawet jeśli musiałem chować swój długopis, bo miał nawyk uznawać go za swój.

Naprzeciw mnie pracował Pan Stanisław Malinowski. Bardzo mi pomagał na początku pracy i uznawałem Go za swojego dobrego ducha. Dowiedziałem się po latach, że został prezesem spółdzielni mieszkaniowej.

Moim bezpośrednim zwierzchnikiem był Pan Jan Mazepa. Słusznie denerwował się, że do Działu Technicznego przysłali Mu nieopierzonego absolwenta liceum ogólnokształcącego zamiast człowieka po technikum drogowym. Ale jakoś mnie tolerował i przydzielał zadania nie wymagające sporządzania rysunku technicznego. Na przykład zimą prawie bez przerwy pełniłem dodatkowo płatny dyżur w ramach akcji przeciwgołoledziowo-odśnieżnej. Miałem do dyspozycji samochód z kierowcą i wyjeżdżałem za miasto, by wykonać próbę poślizgu samochodem i butem.

Do mnie dzwonili kierownicy trzech Obwodów: w Pieckach, Mikołajkach i Piszu. Jeśli dobrze pamiętam miejsca ich siedzib. Kierownik czwartego Obwodu w Mrągowie, doświadczony Pan Bezlapowicz, przychodził osobiście i mawiał: „Panie Andrzeju, pisz pan „miecielica” i „gołalodzia”. Miał piękny wileński akcent.

Ze współpracowników w REDP muszę jeszcze wspomnieć sympatycznego Pana Władzia z Działu BHP oraz miłą Koleżankę ze szkoły Lucynkę.

Na wiosnę 1968 roku mój bezpośredni szef wyznaczył mi rolę nadzorcy podczas wylewania dywanika bitumicznego wg wzorca francuskiego i prawie kierownika robót przy modernizacji skrzyżowania ul. Skłodowskiej, ul. Warszawskiej i ul. Wojska Polskiego. Dziś w tym miejscu jest rondo. Liczyłem wywrotki ze żwirem i wskazywałem miejsce zsypu. Swoje decyzje dumnie uzasadniałem planem budowy, z którym się nie rozstawałem.

Dodam, że ku mojemu zaskoczeniu już po trzech miesiącach zakończyłem staż i stałem się referentem, co pozwoliło mi uzyskać podwyżkę wynagrodzenia z 900 zł  na 1100. Mogłem kupić telewizor Alga.

Jako doświadczony budowniczy w sierpniu zakończyłem pracę w REDP i wyjechałem budować miasteczko akademickie na Bielanach w Toruniu. Dostałem się na studia polonistyczne w UMK. Do Mrągowa wracałem tylko na święta, na wakacje i potem w odwiedziny."

_______
Zbieramy powojenne zdjęcia i wspomnienia dotyczące Mrągowa
 
Stare, czarno-białe fotografie mają niesamowitą moc przyciągania. Zatrzymują wzrok na dłużej i wywołują uczucie nostalgii. Często lepiej niż kolor pokazują nastrój. Z ciekawością przyglądamy się im, bo przedstawiają świat, którego już nie ma. Jest to swego rodzaju fotograficzny wehikuł czasu, który pozwala nam cofnąć się o kilkadziesiąt lat i przekonać, jak wtedy wyglądało nasze miasto, jak wyglądali mieszkańcy (strój, fryzura) i co robili na co dzień.
 
Przeszukaj domowe archiwa w poszukiwaniu starych zdjęć Mrągowa i pomóż nam zachować historię miasta. 
 
Prosimy o dostarczanie zdjęć, na których poza ludźmi widoczne są elementy architektoniczne miasta. Mile widziane są również wspomnienia dokumentujące życie mieszkańców. Zdjęcia zostaną zeskanowane, a oryginały oddane dla właściciela. 
 
📧 Beata Gida, b.gida@mragowo.um.gov.pl
👣 Referat Promocji i Rozwoju, Urząd Miejski w Mrągowie, ul. Królewiecka 60A