Zapomnieć nie wolno.

Tej tragedii zapomnieć nie wolno. Trzeba było ją więc omodlić przed Chełmską Ikoną Matki Bożej. A potem mówić, wspominać, analizować. Były łzy, bo dotykając tak bolesnych ran nie można nie zapłakać. Była gorycz i balsam modlitwy. Wiecznaja pamiat' rozbrzmiewała po zachodniej i wschodniej stronie Chełmskiej Górki, w katedralnej cerkwi św. Jana Teologa i w sali lustrzanej Chełmskiego Domu Kultury. Te lustra nie widziały jeszcze tylu łez i nie odbijały tak dostojnych cerkiewnych śpiewów. W sobotę 15 czerwca w Chełmie nawet pogoda, słoneczna i upalna, była jak przed 55 laty. Uroczystościom Cerkwi prawosławnej w Polsce, upamiętniającym rocznicę Akcji Wisła, przewodniczył metropolita Sawa, syn Ziemi Chełmskiej. W uroczystej Liturgii świętej, a po niej w panichidzie w intencji wszystkich ofiar wydarzeń z lat 1944 - 1947 wzięli udział arcybiskup lubelsko - chełmski Abel i biskup białostocko - gdański Jakub. Obecni byli przedstawiciele Cerkwi prawosławnej z Podlasia, Lubelszczyzny, Nadsania i Łemkowszczyzny, czyli wszystkich ziem dotkniętych Akcją Wisła. Śpiewał chór pod dyrekcją dr. Włodzimierza Wołosiuka - również ofiary tej akcji. W końcowej części uroczystości cerkiewnych metropolita Sawa poświęcił pamiątkową tablicę w katedralnej cerkwi, ufundowaną przez wiernych, upamiętniającą główne miejscowości obszaru przesiedleńczego: Biała Podlaska, Chełm, Przemyśl, Sanok. W Chełmskim Domu Kultury, po południu, wspólna modlitwa pod przewodnictwem trzech władyków rozpoczęła naukowo - wspomnieniową część uroczystych obchodów.

Metropolita Sawa, zabierając głos jako pierwszy, zauważył, że skutki Akcji Wisła odczuwamy w życiu wewnątrzkościelnym do dziś, gdyż likwidacji uległy struktury Cerkwi na Chełmszczyźnie, Podlasiu, a zwłaszcza Łemkowszczyźnie i Nadsaniu.

Przypomniał też pasmo historycznych dramatów tych ziem: okres pounijny w XVII i XVIII wieku, lata międzywojenne z rewindykacjami i burzeniem cerkwi w 1938 roku oraz zawiłe dzieje tuż po wojnie po obu stronach Bugu. A ponieważ z każdego zła Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro, prawosławie - dzięki tym trudnym doświadczeniom - pojawiło się tam, gdzie nigdy go dotąd w Polsce nie było. Lata 80. przyniosły odrodzenie dwóch diecezji - przemysko - nowosądeckiej i lubelsko - chełmskiej. - Nie wszyscy spośród wiernych prawosławnych - podsumował metropolita - znaleźli siłę, by odnaleźć drogę do rodzinnej Cerkwi. Niektórzy poddali się dyskryminacji, mniej lub bardziej biernie ulegli prześladowaniom.

Metropolita zaznaczył, że należy jeszcze podjąć ustawowe działania, aby zlikwidować negatywne skutki prawne akcji przesiedleńczej. Te uwagi skierowane zostały pod adresem instytucji centralnych, zwłaszcza przedstawiciela prezydenta RP.

Zwierzchnik Cerkwi odczytał wstrząsające świadectwo - list jednej z ofiar wydarzeń sprzed 55 lat. Listów takich metropolita otrzymuje wiele. Ten, pochodzący od dawnego mieszkańca Suszowa Potuczyńskiego, opowiadał o dramacie w życiu dziecka, jaki rozegrał się 15 czerwca 1947 r. Padały imiona z chrześcijańskiego martyrologium Ziemi Chełmskiej i Hrubieszowskiej: o. Bazyli Martysz, o. Mikołaj Golec (Holc)...

Abp Abel odniósł się do dramatycznych wydarzeń tzw. repatriacji i przymusowych przesiedleń, podkreślając wyznanie jako kryterium wysiedleńcze w rozumieniu ówczesnych władz komunistycznej Polski. Mówił o dźwiganiu się prawosławia z ruin po 1980 roku. Przypomniał, że w duchu pojednania i unikania konfliktów przyjęto zasadę status quo przy rozstrzyganiu własności obiektów sakralnych po tej dacie. Oznaczało to pozostawienie ich w rękach Kościoła czy związku wyznaniowego, który w danej chwili nimi władał. - Niestety - stwierdził władyka - spełniając roszczenia Kościoła katolickiego na Łemkowszczyźnie i Podlasiu, spotkaliśmy się z niedotrzymaniem tej umowy w odwrotną stronę.

Grzegorz Kuprianowicz z UMCS w Lublinie omówił m.in. przebieg i założenia Akcji Wisła, odnosząc się do jej skutków, zwłaszcza dla Ukraińców z Lubelszczyzny i Kościoła prawosławnego na tych terenach. Roman Wysocki z Lublina scharakteryzował przyczyny podjęcia przez ówczesne władze akcji przesiedleńczej, jej metody, dramatyzm oraz zestawienie liczbowe. Spośród przyczyn na czoło wysunęły się kryteria polityczne, dyrektywy KC PPR, osłaniane kwestiami polityczno - wojskowymi, tj. głównie działalnością UPA. Prelegent przypomniał rolę gen. Mossora w wysiedleniu 140 000 (gdyż taką można podać liczbę wywiezionych w ramach akcji) osób. Po wystąpieniu naukowca z Gdańska, Igora Łagidy - przyszedł czas na świadectwa naocznych świadków bądź osób z nimi związanych.

Bardzo sugestywnie zabrzmiały słowa o. prot. Bazylego Gałczyka z Krynicy o porównywalnej ze Strasznym Sądem nocy czerwcowej. W "słowiańskim esperanto", jak sam określił język łemkowski, mówca odniósł się do przesłania wielu pieśni, poezji i innych przekazów z wydarzeń z drugiej połowy lat 40. Zauważył, że Łemko, choć skrzywdzony, nie poszukuje odwetu, nie wystawia rachunku krzywd. Choć mógłby, gdyż wykazał się obywatelską postawą zarówno w pierwszej, jak i drugiej wojnie światowej. Wielu młodych ludzi, zaciąganych np. do Armii Czerwonej, nie takiej zapłaty oczekiwało w najgorszych nawet wyobrażeniach.

Aleksander Kolańczuk nie krył łez, bo przesiedlenia w roku 1947 przerwały jego młodzieńcze marzenia. Można je było porównać z dramatem bieżeństwa z lat 1915 - 1919, w którym wzięła udział jego rodzina.

A. Kolańczuk pochodzi z Wólki Tarnowskiej, gdzie przed drugą wojną działała aktywna komórka Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Na pewno nie tego, nie Akcji "W", oczekiwała ludność jego małej ojczyzny od tzw. nowej władzy w Polsce Ludowej. Bywało, że w ciągu kilku godzin ludzie wyznaczeni do przesiedlenia tracili prawie cały dobytek, dorobek życia, zdobyty w mozole i wyjeżdżali w nieznane, uderzając jakby zębami o kamień, o złudne obietnice władzy.

Mój teść Marian Weremczuk pomagał sąsiadom w transporcie dobytku z Wólki Tarnowskiej przez Wierzbicę, Pniówno do stacji kolejowej w Chełmie. Opowiadał, jak ludzie tracili głowy, usiłowali brać rzeczy zupełnie nieprzydatne, niepraktyczne. Trzeba było im tłumaczyć, że lepiej wziąść zeszłoroczne zboże w workach od sąsiada, a niedojrzałe zostawić. Byli tacy, co chcieli zabierać snopki z za młodym do koszenia żytem. Ale jak tu tłumaczyć: przecież w to nowe zboże patrzyło się jak w przyszłość. To była ta ludzka krwawica, znak łączności z ziemią, na której się mieszkało, przeżywając - zdawałoby się - najgorsze, tj. okupację hitlerowską. Komuś uciekły gęsi, świniak z pociągu. Zastrzelony, nie wolno zabrać, głód, widmo głodu znane z lat okupacji. A przez całą noc, świt i przedpołudnie droga w skwarze do Chełma, około czterdziestu kilometrów. Nikt już nie słyszał śpiewu ptaków w pniowskim lesie, choć zawsze był tak głośny. Słyszało się zawodzenie kobiet, pisk i płacz dzieci, wycie psów, modlitwy przemieszane z przekleństwami bezsilności i zawodu...

Daniela Zojko z Wólki Zabłockiej, dawniej zamieszkała w Zahorowie koło Białej Podlaskiej, wykazała, jakim zaślepieniem była do tej pory powtarzana teza władz powojennej Polski, że chodziło "o rozwiązanie problemu ukraińskiego na ziemiach wschodniej Polski".

W archiwach znajdują się nieopublikowane jeszcze dane o pozyskiwaniu wiernych np. przez proboszcza rzymskokatolickiego z Woli Wereszczyńskiej, za cenę cofnięcia nakazu wyjazdu na Ziemie Odzyskane. Chodziło tylko o złożenie wyznania wiary po polsku nawet przez kogoś z rodziny lub znajomych zainteresowanego, a przede wszystkim o ofiarę materialną, co stało się tak gorszącym procederem, że omal nie przypłacił tego ów ksiądz przeniesieniem na inną parafię.

Grzegorz Wiśniewski z Instytutu Pamięci Narodowej przypomniał, że w programie działań IPN stosunki polsko - ukraińskie zajmują ważne miejsce, czego dowodzi m.in. ubiegłoroczna majowa konferencja poświęcona działaniom na Wołyniu w czasie drugiej wojny oraz konferencja w Przemyślu na temat Akcji Wisła na tamtych przede wszystkim terenach.

Interesująca wypowiedź padła z ust Lecha Radwańskiego, przedstawiciela lokalnych władz samorządowych. Nawiązując do wypowiedzi abp. Abla i metropolity Sawy zauważył, że "nienawiść dojrzewa w milczeniu" i dlatego dobrze, ż o Akcji Wisła mówi się w końcu otwarcie i głośno. Niestety, nie wszyscy samorządowcy Chełmszczyzny podzielają tę opinię. Świadczyła o tym nieobecność niektórych zainteresowanych. Czyżby "milczenie" było sposobem na dialog i pojednanie?

Przedstawiciel Związku Ukraińców w Polsce wyraził radość, że wyrasta młoda elita, która potrafi organizować na odpowiednim poziomie takie spotkania. Przypomniał, że brakuje jeszcze politycznej woli do uznania zła, które miało miejsce w obozie w Jaworznie. Ten moment historyczny, jak się wydaje, to temat na odrębną, niemniej bogatą i poważną konferencję.

 

Adam Stefanowicz