Informacje ogólne
Informacje szczegółowe
Atrakcje w pobliżu
Noclegi w pobliżu
ARTYKUŁ SPOŁECZNOŚĆ WIEJSKA NA WARMII I MAZURACH
Dawna wieś była społecznością zamkniętą, w której obowiązywała ścisła hierarchia ustalana według cenzusu majątkowego. Najwyżej stali "gburzy", młynarz i kowal, niżej gospodarze średnio zamożni i inni wiejscy rzemięślnicy - garncarz, stolarz, jeszcze niżej chałupnicy, ogrodnicy oraz komornicy. Najniższą pozycję mieli ludzie ubodzy i bezdomni, wędrujący po odpustach i jarmarkach lub siedzący pod kościołem i proszący o wsparcie. Niektórzy z nich najmowali się dorywczo do pracy, ale nie wszystkim pozwalał na to stan zdrowia.
Najważniejszą rolę społeczną i ekonomiczną odgrywały rodziny gburskie, których w każdej wiosce było kilkanaście. Sytuacja materialna tej grupy ludności na Warmii była dobra. Gorzej natomiast żyło się gburom mazurskim.
Zagrodnikami nazywano małorolnych chłopów posiadających niewielką chałupę, ogród na warzywa i kawałek ziemi liczący kilka morgów. Nie mogli utrzymać siebie i rodziny z tego, co posiadali, więc musieli się najmować do pracy w większych gospodarstwach. Stanowili rezerwuar taniej siły roboczej. Niektórzy z zagrodników, dzięki ciężkiej pracy i łutowi szczęścia, stawali się pełnorolnymi gospodarzami.
Chałupnicy i komornicy to chłopi bezrolni, utrzymujący się z pracy najemnej, ludzie osobiście wolni. Otrzymywali od bogatych gospodarzy w użytkowanie izbę mieszkalną i kawałek ziemi na warzywa i kartofle. Chałupnicy byli zatrudniani na okres roku i za mieszkanie nie płacili swojemu pracodawcy czynszu. Wykonywali różne prace, za które otrzymywali wynagrodzenie w gotówce, produktach żywnościowych i odzieży. Komornicy za mieszkanie w izbie płacili niewielki czynsz i kilka dni w roku wykonywali prace na rzecz swojego chlebodawcy. Pracowali jako robotnicy sezonowi (dniówkarze) u bogatszych gospodarzy. Wynagrodzenie otrzymywali w gotówce i w postaci deputatu. Zagrodnikami, chałupnikami i komornikami stawali się często synowie, bracia i krewni z rodzin gburskich, dlatego że gospodarstw nie wolno było dzielić pomiędzy dzieci czy innych spadkobierców.
Różnice społeczne na wsi widoczne były już na pierwszy rzut oka. Wystarczyło przyjrzeć się chociażby domowi i obejściu, ilości inwentarza żywego, wyposażeniu wnętrza domu, sprzętom i narzędziom, a także ilości oraz jakości odzieży.
Obraz życia ludności wiejskiej XIX wieku byłby niepełny, gdyby zabrakło informacji o pewnych specyficznych rodzajach pracowników pojawiających się na wsi. Chodzi tu o wiejskiego pastucha i czeladź.
Pasterzy było kilku i każdy specjalizował się w opiece nad różnymi zwierzętami gospodarskimi. Krowy, jałochy pasał krowiarz, woły i "porosłe nieuki" pasał wolarz, konie - koniarz, owce - owczarz, świnie - świniarz, a gęsi w mniejszych stadach pasały najczęściej dzieci (gęsiarkowie).
Wieś utrzymywała wspólnych pasterzy dla wszystkich zwierząt, zarówno gospodarzy bogatych jak i biedniejszych. Konie na pastwisko wypędzano zwykle na noc, gdyż we dnie potrzebowano tych zwierzt do pracy. Koniarz, zbierając konie na paśnik, trąbił na rogu, dając znak do wypędzenia zwierząt. Koniarzowi do pomocy przydawano dwóch gburskich parobków. Chodziło o to, aby w nocy uchronić konie przed dzikimi zwierzętami lub kradzieżą.
O świcie wychodził do pracy wolarz. Trąbił na wykonanej własnoręcznie kręconej trąbce. Parobcy musieli szybko wstawać i wyganiać woły i wolczaki na czas, aby pasterz długo nie czekał. Woły pasiono blisko lasu, a nawet na łąkach śródleśnych.
Krowiarz zbierał bydło nieco później od wolarza. Trąbił na długiej z drewna wystruganej trąbce bardzo przeraźliwie. Dziewki służebne musiały wcześnie wstawać, aby podoić krowy i na czas je wygonić. W południe krowy przyganiano, dojono i ponownie wyganiano na pastwisko.
Pasterz, pędząc trzodę przez wieś, wołał: "Bydło wyganiaj! Chleba daj! hej! hej!". Codziennie inny gospodarz wynosił mu "pęconek" z jedzeniem. To musiało starczyć na cały dzień. Ciepły posiłek dostawał tylko w niedzielę lub wtedy, gdy ktoś mu zaniósł. Pasterz wracał z pastwiska wieczorem, gdy dzwoniono na Anioł Pański. Pilnował zwierząt od wczesnej wiosny do późnej jesieni każdego dnia, bez względu na pogodę.
"Za swoją pracę pasterze dostawali za darmo w użytkowanie dom zwany pastornią, mogli mieć własną krowę, kilka świnek oraz wydzielano im ziemię na ogród. Poza tym na św. Marcina otrzymywali zapłatę w gotówce (kilkanaście talarów), w naturaliach - kilkanaście korcy zboża, kilka korcy grochu, 60 bochnów chleba, kilkanaście funtów słoniny i najczęście pół korca soli" - M. Zientara-Malewska
Specyficzną grupę pracowników stanowiła czeladź, najmowana przez bogatych gospodarzy - "gburów". Umowę o pracę zawierano raz w roku, zawsze 11 listopada, czyli w dniu św. Marcina. "Gbur" uzgadniał warunki pracy z rodzicami kandydata i dawał talara zadatku. Przynosił też "litkup", czyli butelkę wódki, którą wypijano po zawarciu transakcji. "Zakres czynności" takiego pracownika określało prawo zwyczajowe. Sypiał w stajni lub w komórce obok. Za całe umeblowanie służyły mu łóżko, skrzynia i gwoździe na ścianie do zawieszania odzieży. Na dziewczynę służebną mówiono "dziewka". Podlegała ona "gburce" i wykonywała wiele prac w domu i gospodarstwie. Parobek i dziewka otrzymywali za pracę wynagrodzenie, tzw. myto. Na ogół stosunek gburów do służby był dobry, ale czasami pracownikom wiodło się źle i uciekali. Groziła im za to kara pręgierza trwająca trzy tygodnie. Jeśli umowę przedłużano, gbur dawał talara zadatku, a czasami podwyżkę. Zdarzało się, że parobek i dziewczyna, przesłużywszy razem kilka lat, pobierali się na św. Marcina. Wówczas gbur wyprawiał im wesele, dawał dom i krowę. Ludzie ci przychodzili nadal do gospodarza, aby pomagać przy młócce i pracach w polu. Praca rozpoczynała się o piątej rano, a kończyła wraz z wieczornym dzwonieniem na Anioł Pański. Utrwaliło się to w porzekadle: "Słonko za las, to ja gburze nie wasz".
Oprócz rolników na wsi żyli także rzemięślnicy świadczący swe usługi na rzecz lokalnej społeczności. Wśród nich szczególnie wysoką pozycję zajmowali młynarz i kowal, niżej już oceniano garncarza, bednarza, stolarza i kołodzieja, a najniżej krawca. Krawcem zostawał najczęściej rodzinny "nieudacznik" - chłopiec słaby, chorowity, nie rokujący wielkich nadziei na przyszłość.
W społeczności wiejskiej widoczne były zielarki i znachorki, a także "Rajek", czyli swat - mężczyzna, świetnie zorientowany w tym, co słychać na lokalnym "rynku matrymonialnym". Jego zadaniem było kojarzenie małżeństw. Często występował też w roli starosty weselnego, który zapraszał uroczyście gości na wesele, a w czasie jego trwania pełnił rolę mistrza ceremonii.
Pojawiali się też we wsi wędrowni handlarze: Żyd sprzedający igły, nici, guziki i inne wyroby pasmanteryjne, "klatnik" - człowiek skupujący stare, zużyte tkaniny i ubrania, czyli "klaty". Klatnik zajeżdżał do wsi wozem konnym; na nim były garnki, naczynia fajansowe, jarmarczna biżuteria i zabawki dla dzieci. Za klaty płacił tym, co miał na wozie.
Dawna wieś miała też swoje autorytety. Byli nim ksiądz lub pastor, nauczyciel, leśniczy albo ten z mieszkańców wsi, który wiele podróżował bądź z racji wieku nabrał doświadczenia i mądrości życiowej. Do tych osób zwracano się o radę i pomoc w trudnych sytuacjach życiowych, wtedy gdy należało podejmować ważne decyzje lub załatwić urzędową sprawę w mieście.
Źródło: "Warmiacy i Mazurzy" pod redakcją Bogumiła Kuźniewskiego